środa, 29 października 2014

6. PO, 28.10.2014

CZĘŚĆ I
Nieskończoność jest bardziej naturalna niż skończoność. Nieskończoność daje nieskończony spokój. Skończoność jest niepotrzebna, jest złem. Wszystko co dobre jest nieskończone.

Ilość różnych możliwości, w jakich mogła objawić nam się plama na suficie, jest nieskończenie wielka. Oś XY - układ z nieskończoną ilością kombinacji. Z - nieskończona ilość wgłębień i wybrzuszeń.
Człowiek posiada skończoną ilość cząstek lecz został jednak stworzony do życia w świecie, w którym standardem jest nieskończoność. Co za nieuczciwość!
Żeby pojąć nieskończoność trzeba być istotą nieskończoną.

CZĘŚĆ II
Zaczynam zastanawiać się nad instalacją, którą będę robił za 5 dni. To cudowny proces, radosny, otwierający. Widz powinien bać się instalacji..
Instalacja spektakularna odpada - po tym jak któryś artysta przykrył płachtą kawał góry. Minimalistyczna instalacja...nuda.
Genialna instalacja musi być zapamiętana na wieki przez osobę, która bierze w niej udział. Nie chcę oglądaczy, chcę abyś wykonał wysiłek żeby obejrzeć instalację.
Umieszczę ją na szczycie wyrzutni w wesołym miasteczku lub na końcu tunelu pełnego węży. Może we wnętrzu przedmiotu, który można rozbić tylko przy pomocy ciężkiego sprzętu.
Powoli zaczynam rozumieć WATCHING ART !. Watchin Art to ciężka praca. Plama na suficie powstawała latami. Ja, jako obserwator patrzę na nią dopiero kilka godzin i jeszcze narzekam, nudzę się. Potrzeba czasu, potrzeba wejść z nią w głębszą relację.
Instalacja powinna np. obcinać widzowi palec albo chociaż zostawiać ranę - żeby widz zapamiętał instalację.

Instalacja powinna być robiona na zamówienie. W dziedzinie sztuki nic co masowe nie będzie już genialne. Poznać człowiek i zrobić dla niego instalację. Custom Made - tylko dla jednego, konkretnego odbiorcy. To jest prawdziwa siła.

Nie chcę być genialny dla mas. Chcę być genialny dla jednostek. Nie interesuje mnie ogół, wsyscy, POP. Interesuje mnie intymność - jej siła. Dzieło stworzone dla konkretnej osoby mające na celu poruszyć ją dogłębnie.

To ostatnie chwile Watching Art. Udało się! Opłacało się !Dziękuję Naturo!

6. PF, 28.10.2014

Najważniejsze rzeczy dzieją się przy okazji.
Zakochanie. Szczęście. Śmierć być może.
Dlatego nie ustalamy w projektach celu, a jeśli ustalamy, to tylko, żeby dobrze wyglądało, dla lepszego samopoczucia.
Teraz też nie planowaliśmy celu Watching Art. Na razie żadne mocne przy okazji się nie zdarzyło. I dobrze z tym, że nie musi. I że możemy pozwolić sobie na błąd. Bo bez tego nie ma żadnego tworzenia, a tylko wypełnianie planu. Tworzenie to improwizacja, to wolność, to dzianie się, to niespodziewane. Tworzenie to dziwienie się, odkrywanie, nowość. Skostniejesz jeszcze, na razie nie kostniej.
No i być może jakieś ważne przy okazji jeszcze nas czeka. A może już się dzieje, tylko po cichutku.

Praca. Zmienianie. Ulepszanie. Niszczenie. Remont. Psucie.
Najważniejszym momentem projektu Watching Art był moment przygotowań. Pomalowanie podłogi, obłożenie zaprawą murarską ścian. To było przy okazji. Plombowaliśmy dziury, żeby było neutralne tło, żeby nie odciągało uwagi. Zwykła praca. Patrzę na gnijący sufit i tęsknię za zwykłym działaniem.
Zmienić. Zamalować. Ustawić. Przestawić. Zniszczyć. Odnowić.

Być może po po patrzyliśmy, żeby zrobić instalację o patrzeniu. Chciałbym, żeby to była odnowiona przez nas własnoręcznie przestrzeń, w której zostały użyte do odnawiania narzędzia.
Przestrzeń czekająca na impro, na zmianę.

sobota, 25 października 2014

5. PF, 23.10.2014

Ciemno tu jest. Po ostatnim oglądaniu w środku dnia, to patrzenie nocne wydaje się piwniczne/strychowe. Nasilił się szum kotłowni. Oczy mi nie patrzą. Patrzę nie widzę pisanych przez siebie liter. Głowę mam wypełnioną dźwiękami i chciałbym po stokroć bardziej zrobić projekt słuchowy. Ale nie tu, nie w tym łoskocie, ale gdzieś indziej, w mieszkaniu albo na polu. Ze słuchaniem nie miałbym problemu, przynajmniej dziś jestem tego pewien. Nie pisałbym wtedy. Słuchanie mnie pochłania.

Nie podoba mi się Watching Art, przez tę sufitowość. Trzeba by rusztowań, żeby być blisko i kontemplować. Stąd nie jest możliwa kontemplacja. Całość jest nudna, bo nieogarnialna. Detale są ciekawe.
Doświadczenie tego siedmiokrotnego Watchingu może służyć do stworzenia sensownego Watchingu.

Wolę moje "Minuty". "Minuty" to zatrzymania na minutę w dowolnym miejscu i czasie dla patrzenia i słuchania, dla doznawania chwili. Zacząłem używać "Minut" kilka miesięcy temu, w czerwcu dołączyłem do nich kamerę.
W "Minutach" wszystko jest na swoim miejscu. Każda sekunda, każdy przedmiot, każdy ruch. Wszystko, co się zdarza jest na swoim miejscu.

Słuchanie! Słuchanie!
Pragnę słuchań. A może tylko pragnę wyjść z tego więzienia.
Nie interesuje mnie samo niszczenie. Interesuje mnie przemiana. Życie, ruch.

Dalej malowanie podłogi. Kawałeczek tylko, ale to piękne. Po prostu malowanie. Po prostu działanie. Bez myśli, sama praca.

Znajduję na gnijącym suficie skrawki farby wiszące na pajęczynach. Ciepłe powietrze unosi się i wprawia je w ruch. Bardzo powolny, prawie niezauważalny. Ale zauważalny jednak.

piątek, 24 października 2014

5. PO, 23.10.2014

Aby nigdy się nie zmienić wystarczy utrzymać swoją obecną strukturę subatomową. To recepta na nieśmiertelność. Nie rozpaść się na cząstki. Utrzymać wszystko w kupie. Tyle. Łatwa sprawa.

poniedziałek, 20 października 2014

4. PO, 19.10.2014

CZĘŚĆ I

Wszechświat jest nieskończony. Ma ok 14 miliardów lat. 350 miliardów galaktyk, biliony planet, gwiazd, komet, człowiek składa się z miliardów atomów. Akceptuje te wszystkie miliardy i doceniam każdą cząstkę.
Chcę poznać Świat. Wraca do mnie temat bozonu Higgsa, materii, energii, kwarków, c, F, a, Pi, Pierwiastek, s, 10 do minus 102423874839567348674623784639756, skala, mikro, makro, antymateria, horyzont zdarzeń, nukleony, rzeczywistość, teraźniejszość, teraźniejszość, teraźniejszość, powtarzanie, oglądanie, pisanie, niemyślenie, ruch bezwładny długopisu, ciała, WIELKI AKCELERATOR CZĄSTEK BARDZO SIĘ SPIESZY.

Jak patrzeć na Świat złożony z cząstek elementarnych i zachować w sobie ludzkie uczucia?Chyba tylko z przyzwyczajenia. Czy gdybym od dziecka obcował tylko z fizyką kwantową nie przywiązywałbym wagi do przedmiotów?

CZĘŚĆ II
Dzisiaj nie potrafię patrzeć na Świat inaczej niż przez nanopryzmat.

CZĘŚĆ III
Czym jest feng shui? Dlaczego w Japonii, w nowoczesnym drapaczu chmur, zaplanowano dziurę przez którą ma wychodzić duch góry? Czy da się to wytłumaczyć czystą fizyką? Czy feng shui to po prostu szczególne prawa fizyki przekazane prostym, opisowym językiem?
CZĘŚĆ IV
Yeti ma ryż a małpa ma mango i je je na przemiał miał miał.
CZĘŚĆ V
Jeszcze 30 minutek. Wytrzymasz dzielny rycerzu...

niedziela, 19 października 2014

4. PF, 19.10.2014

Może to jest największa wartość Watching Art, że pokazuje, jak piękne rzeczy są wokół.
Takie uczucie mam, gdy z muzeów wychodzę na świeże powietrze. Jak ciasno, jak duszno tam było i jak lekko, przestrzennie jest teraz.

Przede wszystkim rośnie chęć działania, chęć zmiany. Domalować podłogę, dogipsować ścianę. Oczyścić, wyczyścić. Zburzyć, zbudować. W tempie ludzkim, w tempie moich możliwości.
Bo tempo gnicia sufitu jest nieludzkie, jest żółwiowolne.

Patrzeć w podłogę byłoby dużo przyjemniej. Dużo wygodniej. I dałoby się ja dotknąć. No i podłoga jest znacznie bliżej.
Sufit jest zbiorem tysięcy detali i żaden z tych detali nie może być przestudiowany dokładnie. Musiałbym mieć lornetkę, mikroskop. Idę na górę, idę bliżej.

Dużo wyraźniej. Mam sześć nóg i wspinam się po ścianie malutki, z małą główką i ciągnę za sobą nić. Teraz tak, teraz mogę spacerować po suficie i mam przed sobą całe pole, po widzialny horyzont wielobarwne zdarzenia. Cały jestem szukaniem punktów zaczepienia. Jestem radością ze swej biegłości. Pomachałbym ogonkiem, ale go nie mam, więc śmieję się oczami. Przytulam się do rdzy, ocieram się o tynk, mruczę do pleśni. Nie znam języka, nie muszę mówić, nie muszę pisać, nie muszę myśleć. Myślenie odbywa się samo. Idź za przyjemnością. Tańczę wśród wzgórz. Mam dwa milimetry długości i świat jest mój.

Odciągają uwagę:
- czarna kurtka wisząca na białym haku
- woda wyciekająca z butelki
- wielka kubatura i czystość powietrza
- kształty pajęczyn.
Są na półprzezroczystych, zbrojonych szybach. Ktoś kiedyś uderzył i jednym uderzeniem stworzył sieć. Na sześciu oknach CSD jest szesnaście takich pięknych pajęczyn.
I mnóstwo utkanych przez pająki. Wszędzie. Wiele jest sieci starych, porzuconych, ale wciąż także nowe, budowane przez aktualnych mieszkańców. Jak długo żyją pająki? Jak długo potrafią bez ruchu czekać? Jak długo mogą trwać bez pożywienia? Bez zabijania?

Sprawdziłem na dole. W prawym skrzydle mieszka dwanaście pająków. W lewym, które malowaliśmy przed dwoma tygodniami, jest tylko jeden (i dwa martwe).
Maja, pajęczyna ułudy.

Namalowałem kawałek białego marginesu na ścianie i ten fragment zdaje mi się najspokojniejszą częścią widzianego świata. Nikt poza mną nie zwróciłby na ten drobiazg żadnej uwagi. Ale moje ciało pamięta pracę, oddycham jeszcze rytmem malowania, moja ręka czuje ciężar pędzla, Moje oczy pamiętają grubą, tłustą biel, kładziona na podłogę.  Spokój zintegrowania. Spokój nie-tylko-patrzenia. Jakbym w sobie namalował ten biały ślad, mam na żebrach dokładną jego kopię.

Chciałbym zalać białą farba całą przestrzeń CSD. Otulić wszystko, opatulić w kołdrę. Jest dużo bieli tu, ale chciałbym jeszcze tłuściej, soczyściej. Dobrze mi z bielą. Moja mama uwielbia czystość i ściany w mieszkaniach dzieciństwa były śnieżnobiałe.
Biel. Biel. Biel. Biel. Białe na białym.

środa, 15 października 2014

3, PF, 13-14.10.2014

Nic się nie zmienia. To wielkie bogastwo wzorów i barw jest takie samo, jak ostatnio.
Zdarzenia dnia, zdarzenia sprzed chwili są dużo intensywniejsze. Z wielką łatwością wypieraja widziane i chciałbym, chciałbym podążyć za nimi, bo w zatrzymanie wdziera się senność.
Dziś oceniam sufit na 5.1 w skali od 0 do 10. Jakie noty dali pozostali sędziowie?

Jej, jest mnóstwo ciekawszych i ładniejszych rzeczy. Mam dosyć tego gówna na suficie.
Czuję się, jakbym miał tu siedzieć za karę. Ktoś mi kazał siedzieć na dupie i gapić się w sufit.
A mi się nie chce.

Zamalowałem część czarnej podłogi na biało. Byle coś robić. Pozamiatałem. Wypiłem herbatę. Porzucałem paroma rzeczami.
Paweł śpi na krześle. Paweł się obudził i od razu coś notuje, może swoje sny. To skorzystam i też ponotuję sny. Widzę:
Coś niebieskiego, coś, co mi ktoś powierzył. Foremki na babeczki, z metalu. I niebieski Eleozor do robienia sałatek. I iiinnne sprawy.

Być może tak to jest być więźniem.







3. PO, 13-14.10.2014

CZĘŚĆ PIERWSZA

Praw fizyki są nieustannie podważane przez plamę na suficie CSD. Rzuca na przykład cień w tym kierunku, którym ona chce, nie w kierunku wskazanym przez prawa optyki.
Nie daje się sklasyfikować przez umysł ścisły. Jest bezużyteczna. Jest również obrazem biedy i smutku. Zgniła, podzieleniała, wyklapła cosia.

Geometrycznie nijaka. I brudna od...do końca.
Unikałem jej od kiedy byłem ułożonym nastolatkiem. Wtedy dla mnie nie istniała a przecież jako dziecko ją kochałem. Teraz, uczucie wróciło. Próbowałem sobie wmówić, że nie jestem nią zainteresowany lecz w wieku 32 lat siedzę przed nią i obserwuję z zaciekawieniem.
Gdybym spędził z nią 1000 lat nie poznałbym jej na pamięć, nie odróżnił od innej podobnej.

Przykleiła się do sufitu czy sufit do niej?
Podsłuchuje i podgląda. Przybiera kształt i zmienia kształt. Przekształca okrąg w elipsę a elipsę w blomścian.

Jest niewidoczna z kosmosu, helikoptera, nawet siedząc na dachu CSD, będąc kilka cm na nią, pozostaje schowana. Jest szeroka na 6 a długa na 10 metrów.

W projekcie Watching Art możemy obserwować zjawisko bycia obserwowanym. Plama A patrzy na człowieka B i człowieka C. Nie potrafimy powiedzieć co widzi patrząc na nich.

CZĘŚĆ DRUGA
W ramach projektu "Sport dla każdego" dzisiaj zagram z Tobą, plamo, w koszykówkę.

CZĘŚĆ TRZECIA
Ile masz lat?

CZĘŚĆ CZWARTA
Twoją listę potrzeb można zamknąć w kilku punktach, wyryć na tablicy i powiesić w dużym pokoju. Przepraszam, nie chciałem Ci ubliżyć.

CZĘŚĆ PIĄTA
Bieda w oczy nie kole. Bieda nie jest biedna. Brudne nie jest brzydkie. Zakumplowałem się z biedą, poznałem jej piękne oblicze.

PRZEBUDZENIE
Obudziłem się od własnego chrapania. Nawet się wyspałem.

niedziela, 12 października 2014

2. PF, 10-11.10.2014

Przez całe ostatnie patrzenie ani na chwilę nie spojrzałem na białe. Wydało się naturalne, że uwaga kieruje się na to niszczące, na to, gdzie się dzieje dużo. Może przez przekonanie, że projekt mówi o obserwacji zmian, o oglądaiu destrukcji. Ale projekt mówi przede wszystkim o patrzeniu, a obiektem jest sufit. I to białe, niezniszczone, jest tam. Wcale nie ubogie. Wcale nie nudne.
Jest spokojniejsze. W zniszczonej części wyczuwa się nadmiar. Trzeba dzielić na kadry. W białej jest mniej szumu. Dziś biel bardziej mnie wciąga, bardziej głaszcze.

Jest też ciszej. Jest cieplej, dużo cieplej, więc i ciszej, bo kotłownia nie działa i znikł łoskot, który towarzyszył patrzeniu. Cisza, biel, wysoki unison w uszach, dzwoneczek.
Od tej bieli powoli, powoli dochodzę do marginesów zniszczenia. Dotykam ich, zanurzam się odrobinkę, wynurzam. Bez pośpiechu, czasu jest dużo.

10 filarów. Dzięki nim sufit jest tam, gdzie jest. Pozioma masa, welotonowa płaszczyzna. Wisząca w przestrzeni. Przywykliśmy, a przecież w naturze nie występuje coś takiego. Cud, który powinien budzić lęk.
Filary są smukłe, białe, sprawiają wrażenie papierowych, jakby nic nie ważyły. Jakby ważyły jeszcze mniej niż nic.


Odpływa skupienie, trzeba je zbierać na siłę.

"W samotności człowiek mały czuje swoją małość, człowiek wielki swą wielkość" (Schopenhauer). Trudno jest nam wytrwać bez ingerowania. Bez ruchu. Bez działania.

Natura niszczy uważnie i hojnie. Natura niszczy zawsze tak, jak trzeba, tyle ile trzeba, wtedy, kiedy trzeba.
Natura nie działa na pokaz, jest piękna, nie potrzeba jej obserwatorów.
Niszczyć więc trzeba uważnie, hojnie i nie na pokaz. Tak się dzieje w improwizacji. Dziś nie dajemy rady z nieingerowaniem i niszczyliśmy nieuważnie.

Stan improwizacji to stan nieomylności. Gdy improwizujesz, nie masz nigdy żalu. Nie występuje wahanie. Niszczenie w improwizacji jest zawsze potrzebne, na miejscu, nieuniknione, piękne.
Jeżeli czujesz żal, jeżeli się cofasz - to znak, że nie jesteś w stanie improwizacji, że wypadłeś, straciłeś bezpośredniość, pojawiła się analiza. Znów jesteś słaby, bez wiary. Wtedy puść, puść, pozwól niech się znów toczy, niech toczy cię, niech cię przesuwa.


A teraz znów miałbym ochotę wciąć narzędzia do ręki i zdrapać z sufitu cały syf i zatynkować, zamalować na biało, równiusieńko. I wprowadzić pod sufit muzyków klasycznych, wiolonczelę, skrzypce, altówki, niech grają klasycznie, biało i lekko.

Throwing Art. Sztuka Rzucania. To by było coś dla mnie. Strasznie lubię rzucać rzeczami.







piątek, 10 października 2014

1. PO, 7-8.10.2014

CZĘŚĆ PIERWSZA

Nie przeszkadza mi Watching Art.
Nie przeszkadza mi gnicie. Nie przeszkadza mi rozkład.
Nie przeszkadza im:
- ściana zielona od chlorofilu
- rdza na metalowej szynie wspierającej sufit
- tynk mokry od wilgoci
- odpadające kawałki betonu
- wszystko co odstaje
- natura
- spokój natury
- pazury natury
- kształty natury
- kreatywność natury
- niepowtarzalność natury
- nieubłagany ząb natury, ząbek natury, zębisko natury

Niech bierze. Właściwie nie musi brać bo już ma.
Na kilka frontów zaatakowała mama woda.
Ma błyszczące zielone oczy, brązowe zęby i białe włosy. Może jest złą matką, może ciekawską matką? Jest mądrą matką - tego mogę być pewien.
Ośmiesza nas i zawstydza. Wchodzi tam, gdzie się jej nie spodziewamy i głośno pokazuje, że mamusia kocha synusia, przytula synusia i będzie mu zawsze przynosić uśmiech i coś dobrego do zjedzenia.

Nieudolnie za plecami trzyma dla nas prezent niespodziankę. Wiemy co to za prezent ale nie wiemy kiedy go dostaniemy. Cierpliwie czeka na odpowiedni moment by zrzucić na nas sufit CSD.

Matka potrafi przybierać dowolną postać - płynną, lotną, stałą.
Zawsze musi być szczegółowa, patetyczna, spokojna, nie do zatrzymania.
Uczy nas, że nie warto posiadać. NIC. Nawróciła mnie już dawno z drogi ulotnej na drogę wieczności.

w projekcie Watching Art nie odkrywamy nic nowego. Wspólny czas spędzamy z naturą w miejscach gdzie tworzy arcydzieła z przedmiotów porzuconych przez ludzi. Tworzenie przez przekształcanie, niszczenie instynktowne.

0. cywilizacja vs natura
1. plama wielkości boiska piłkarskiego vs. plama wielkości motyla
2. ślad wielkości główki od szpilki vs. ślad wielkości pięści
3. bryła wielkości autobusu vs. bryła wielkości liścia klonu

Manifest. Bunt. Hate hate. Hate Hate Hate. Like Hate Hate.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

CZĘŚĆ DRUGA
projekt Watching Art polega na gloryfikacji pauzy w działaniu. Nie działamy. Działanie jest nam obce. Bezruch jest nam bliski. Obserwujemy, nie stajemy do walki.
Podziwiamy czy medytujemy. Na pewno milczymy (nie licząc pomruków i buczeń). Nie czekamy lecz patrzymy na to co się dzieje. Nie ustaliliśmy czy mamy tylko patrzeć czy możemy wąchać. Ja trochę powącham.
Smelling Art?Hearing Art?Touching Art? Tasting Art?Sleeping Art?Eating Art?

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

czwartek, 9 października 2014

1. PF, 7-8.10.2014

Przed chwilą było absurdem, teraz mam wrażenie, że nie robiliśmy dotąd tak ważnego projektu. Wraca to, co popchnęło ku niemu. Dziesiątki wątków.
Najpierw. W każdym drobiazgu zawiera się wszystko (albo w każdym jest klucz do rozpoznania wszystkiego). Jeśli poświęcisz wystarczająco dużo uwagi i cierpliwości temu detalowi: otwiera się przed tobą kosmos.
Sufit jest kosmosem. Jest piękny. Nie ruszany przez nas. Niezmierzone bogactwo. Barw, odcieni, kształtów. Żywioł i cisza, czerń i jasność. Kontrast i jedność. Wytężona praca wielu, wielu miesięcy. Bez przerw na kawę i ciastko, bez snu. Nieustanna przemiana. 
Wolałbym mówić. Pisząc odrywam wzrok.

Im dłużej patrzę, tym bardziej historia narzuca się. Z bezładu purchli i zacieków wyglądać zaczynają oczy i usta, ryby i potwory. Nieruchome zaczyna falować. Martwe zaczyna oddychać. Suche zaczyna się pienić.
Głównym bohaterem jest głębinowa ryba o imieniu Agrest. Agrest jest beżowy i w kształcie nieco podobny do wanny. Węszy na dnie. Nie wiem czy jest miły, czy wściekły i czy chce coś zeżreć.
A teraz wiem już, Agrest się boi. Coś zobaczył w dole. Coś strasznego, czego ja nie umiem dojrzeć. Więc na razie nie pomagam mu, niech sam się dowie, co to takiego. Na razie Agrest, powodzenia, odkryj coś w tym strachu ważnego.

Wielka ochota nie-patrzenia. Potrzeba zamknięcia oczu albo spojrzenia na całkiem inny punkt. Za duży wysiłek w tej jednostajności.Strasznie niewygodny kąt patrzenia. Nienaturalnie wygięta szyja, nienaturalnie napięte oczy.
Tak, być może patrzenie nie jest moim żywiołem. Albo patrzenie długie nie jest. Myślę o ułatwiaczach, a nie o suficie. Przynieś sobie jutro poduszki, może leżak, koc, więcej gorącej herbaty, bo para leci z ust, a ty przecież jesteś chory, weź okulary zamiast soczewek i wpuść sobie krople do oczu.

A kiedy leżę i patrzę w górę, krajobraz jest całkiem inny i przez dziesięć minut niezwykle intensywny. Potem zaczyna doskwierać. Ciało domaga się zmiany. Życie nie jest bezruchem.

Plama farby na ścianie. Nie pamiętam, kiedy powstała. Pewnie wtedy, kiedy zachlapane zostały też reflektory podczas filmowania impro. Więc chyba  w czasie finisażu „Chmury”. Konkuruje z sufitem. Jest z gruntu innym śladem, powstał w ćwierć sekundy, a nie latami, jest oszczędny, łatwy do ogarnięcia. Piękny w swojej harmonii i prostocie. Przypomina chińskie kaligrafie. Ciemny tusz na białym, czerpanym papierze.

Na suficie za dużo się dzieje. Trzeba sobie obraz dzielić na fragmenty. Obserwować sufit to jakby obserwować miasto. Mnóstwo odsłon. Domy, ulice, psy, bójki, zakupy. Ale tu, na suficie, nie ma wyraźnych granic między rzeczą a rzeczą.Potrzeba wysiłku, aby wyodrębnić te fragmenty. Całość jest żywiołem, płynięciem, wybuchem, nie sposób patrzeć w skupieniu, za dużo akcji, za dużo niepokoju.

A „Chmura” została zakryta, wyczyszczona. Kupiliśmy zaprawę murarską i pierwszy raz w życiu wyrównywaliśmy ścianą. Jest wciąż ślad, ale zatarł się kształt chmury, nie ma jej. Biało, biała ściana. Czarna podłoga. Czekają. Może na to, co spadnie z sufitu. Może na to, co się w nas zdarzy.

Watching Art. Czemu.
Chcieliśmy obejrzeć destrukcję, która się dokonuje sama. Chcieliśmy obejrzeć dzieło, które powstało bez naszego udziału, nad naszymi głowami. Dzieło, o którym dotąd myśleliśmy: „plama”, „grzyb”, „zagrożenie”, „trzeba to wyremontować”, „trzeba to okiełznać, skontrolować, zapanować nad tym”.
Więc: nie trzeba. Na razie nie. Sprawdzamy, czy trzeba. Czy zaakceptować piękno tego niszczenia, czy też zaakceptować wolę walki ze zniszczeniem, potrzebę kontroli.

Przyleciał komar. Jakiś niedobitek. Nie ogląda z nami. Chce się najeść. Nasz projekt jest dla niego szansą na kolację. Pewnie szansą na przeżycie.

Patrzenie jakbym nie miał ciała jest nieporozumieniem. Mam je, z niego wychodzi patrzenie, w nim się dzieje odbiór patrzenia i jego interpretacja.

Kiedy patrzę z ruchu, z ruchomej kamery - ten nieogarnialny żywioł wielości staje się pięknym torem przeszkód. Czy ten film jest ciekawy czy nudny, zależy tylko ode mnie. A że siedziałem przez półtorej godziny i że zimno, to nudnego nie chce mi się kręcić i powstaje niezwykły. Najlepszy, bo bez wyrażalnej treści, bez filozofii. Po prostu piękny, wciągający. Całościowy. Zgrany z oddechem, ze stopami, z brzuchem. W ruchu nie potrzebuję wycinać kadrów sufitu, one wycinają się same, narzucają się. W ruchu one pojawiają się tam, gdzie muszą. Jak w improwizacji. W bezruchu trzeba o nie walczyć.