niedziela, 19 października 2014

4. PF, 19.10.2014

Może to jest największa wartość Watching Art, że pokazuje, jak piękne rzeczy są wokół.
Takie uczucie mam, gdy z muzeów wychodzę na świeże powietrze. Jak ciasno, jak duszno tam było i jak lekko, przestrzennie jest teraz.

Przede wszystkim rośnie chęć działania, chęć zmiany. Domalować podłogę, dogipsować ścianę. Oczyścić, wyczyścić. Zburzyć, zbudować. W tempie ludzkim, w tempie moich możliwości.
Bo tempo gnicia sufitu jest nieludzkie, jest żółwiowolne.

Patrzeć w podłogę byłoby dużo przyjemniej. Dużo wygodniej. I dałoby się ja dotknąć. No i podłoga jest znacznie bliżej.
Sufit jest zbiorem tysięcy detali i żaden z tych detali nie może być przestudiowany dokładnie. Musiałbym mieć lornetkę, mikroskop. Idę na górę, idę bliżej.

Dużo wyraźniej. Mam sześć nóg i wspinam się po ścianie malutki, z małą główką i ciągnę za sobą nić. Teraz tak, teraz mogę spacerować po suficie i mam przed sobą całe pole, po widzialny horyzont wielobarwne zdarzenia. Cały jestem szukaniem punktów zaczepienia. Jestem radością ze swej biegłości. Pomachałbym ogonkiem, ale go nie mam, więc śmieję się oczami. Przytulam się do rdzy, ocieram się o tynk, mruczę do pleśni. Nie znam języka, nie muszę mówić, nie muszę pisać, nie muszę myśleć. Myślenie odbywa się samo. Idź za przyjemnością. Tańczę wśród wzgórz. Mam dwa milimetry długości i świat jest mój.

Odciągają uwagę:
- czarna kurtka wisząca na białym haku
- woda wyciekająca z butelki
- wielka kubatura i czystość powietrza
- kształty pajęczyn.
Są na półprzezroczystych, zbrojonych szybach. Ktoś kiedyś uderzył i jednym uderzeniem stworzył sieć. Na sześciu oknach CSD jest szesnaście takich pięknych pajęczyn.
I mnóstwo utkanych przez pająki. Wszędzie. Wiele jest sieci starych, porzuconych, ale wciąż także nowe, budowane przez aktualnych mieszkańców. Jak długo żyją pająki? Jak długo potrafią bez ruchu czekać? Jak długo mogą trwać bez pożywienia? Bez zabijania?

Sprawdziłem na dole. W prawym skrzydle mieszka dwanaście pająków. W lewym, które malowaliśmy przed dwoma tygodniami, jest tylko jeden (i dwa martwe).
Maja, pajęczyna ułudy.

Namalowałem kawałek białego marginesu na ścianie i ten fragment zdaje mi się najspokojniejszą częścią widzianego świata. Nikt poza mną nie zwróciłby na ten drobiazg żadnej uwagi. Ale moje ciało pamięta pracę, oddycham jeszcze rytmem malowania, moja ręka czuje ciężar pędzla, Moje oczy pamiętają grubą, tłustą biel, kładziona na podłogę.  Spokój zintegrowania. Spokój nie-tylko-patrzenia. Jakbym w sobie namalował ten biały ślad, mam na żebrach dokładną jego kopię.

Chciałbym zalać białą farba całą przestrzeń CSD. Otulić wszystko, opatulić w kołdrę. Jest dużo bieli tu, ale chciałbym jeszcze tłuściej, soczyściej. Dobrze mi z bielą. Moja mama uwielbia czystość i ściany w mieszkaniach dzieciństwa były śnieżnobiałe.
Biel. Biel. Biel. Biel. Białe na białym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz