czwartek, 9 października 2014

1. PF, 7-8.10.2014

Przed chwilą było absurdem, teraz mam wrażenie, że nie robiliśmy dotąd tak ważnego projektu. Wraca to, co popchnęło ku niemu. Dziesiątki wątków.
Najpierw. W każdym drobiazgu zawiera się wszystko (albo w każdym jest klucz do rozpoznania wszystkiego). Jeśli poświęcisz wystarczająco dużo uwagi i cierpliwości temu detalowi: otwiera się przed tobą kosmos.
Sufit jest kosmosem. Jest piękny. Nie ruszany przez nas. Niezmierzone bogactwo. Barw, odcieni, kształtów. Żywioł i cisza, czerń i jasność. Kontrast i jedność. Wytężona praca wielu, wielu miesięcy. Bez przerw na kawę i ciastko, bez snu. Nieustanna przemiana. 
Wolałbym mówić. Pisząc odrywam wzrok.

Im dłużej patrzę, tym bardziej historia narzuca się. Z bezładu purchli i zacieków wyglądać zaczynają oczy i usta, ryby i potwory. Nieruchome zaczyna falować. Martwe zaczyna oddychać. Suche zaczyna się pienić.
Głównym bohaterem jest głębinowa ryba o imieniu Agrest. Agrest jest beżowy i w kształcie nieco podobny do wanny. Węszy na dnie. Nie wiem czy jest miły, czy wściekły i czy chce coś zeżreć.
A teraz wiem już, Agrest się boi. Coś zobaczył w dole. Coś strasznego, czego ja nie umiem dojrzeć. Więc na razie nie pomagam mu, niech sam się dowie, co to takiego. Na razie Agrest, powodzenia, odkryj coś w tym strachu ważnego.

Wielka ochota nie-patrzenia. Potrzeba zamknięcia oczu albo spojrzenia na całkiem inny punkt. Za duży wysiłek w tej jednostajności.Strasznie niewygodny kąt patrzenia. Nienaturalnie wygięta szyja, nienaturalnie napięte oczy.
Tak, być może patrzenie nie jest moim żywiołem. Albo patrzenie długie nie jest. Myślę o ułatwiaczach, a nie o suficie. Przynieś sobie jutro poduszki, może leżak, koc, więcej gorącej herbaty, bo para leci z ust, a ty przecież jesteś chory, weź okulary zamiast soczewek i wpuść sobie krople do oczu.

A kiedy leżę i patrzę w górę, krajobraz jest całkiem inny i przez dziesięć minut niezwykle intensywny. Potem zaczyna doskwierać. Ciało domaga się zmiany. Życie nie jest bezruchem.

Plama farby na ścianie. Nie pamiętam, kiedy powstała. Pewnie wtedy, kiedy zachlapane zostały też reflektory podczas filmowania impro. Więc chyba  w czasie finisażu „Chmury”. Konkuruje z sufitem. Jest z gruntu innym śladem, powstał w ćwierć sekundy, a nie latami, jest oszczędny, łatwy do ogarnięcia. Piękny w swojej harmonii i prostocie. Przypomina chińskie kaligrafie. Ciemny tusz na białym, czerpanym papierze.

Na suficie za dużo się dzieje. Trzeba sobie obraz dzielić na fragmenty. Obserwować sufit to jakby obserwować miasto. Mnóstwo odsłon. Domy, ulice, psy, bójki, zakupy. Ale tu, na suficie, nie ma wyraźnych granic między rzeczą a rzeczą.Potrzeba wysiłku, aby wyodrębnić te fragmenty. Całość jest żywiołem, płynięciem, wybuchem, nie sposób patrzeć w skupieniu, za dużo akcji, za dużo niepokoju.

A „Chmura” została zakryta, wyczyszczona. Kupiliśmy zaprawę murarską i pierwszy raz w życiu wyrównywaliśmy ścianą. Jest wciąż ślad, ale zatarł się kształt chmury, nie ma jej. Biało, biała ściana. Czarna podłoga. Czekają. Może na to, co spadnie z sufitu. Może na to, co się w nas zdarzy.

Watching Art. Czemu.
Chcieliśmy obejrzeć destrukcję, która się dokonuje sama. Chcieliśmy obejrzeć dzieło, które powstało bez naszego udziału, nad naszymi głowami. Dzieło, o którym dotąd myśleliśmy: „plama”, „grzyb”, „zagrożenie”, „trzeba to wyremontować”, „trzeba to okiełznać, skontrolować, zapanować nad tym”.
Więc: nie trzeba. Na razie nie. Sprawdzamy, czy trzeba. Czy zaakceptować piękno tego niszczenia, czy też zaakceptować wolę walki ze zniszczeniem, potrzebę kontroli.

Przyleciał komar. Jakiś niedobitek. Nie ogląda z nami. Chce się najeść. Nasz projekt jest dla niego szansą na kolację. Pewnie szansą na przeżycie.

Patrzenie jakbym nie miał ciała jest nieporozumieniem. Mam je, z niego wychodzi patrzenie, w nim się dzieje odbiór patrzenia i jego interpretacja.

Kiedy patrzę z ruchu, z ruchomej kamery - ten nieogarnialny żywioł wielości staje się pięknym torem przeszkód. Czy ten film jest ciekawy czy nudny, zależy tylko ode mnie. A że siedziałem przez półtorej godziny i że zimno, to nudnego nie chce mi się kręcić i powstaje niezwykły. Najlepszy, bo bez wyrażalnej treści, bez filozofii. Po prostu piękny, wciągający. Całościowy. Zgrany z oddechem, ze stopami, z brzuchem. W ruchu nie potrzebuję wycinać kadrów sufitu, one wycinają się same, narzucają się. W ruchu one pojawiają się tam, gdzie muszą. Jak w improwizacji. W bezruchu trzeba o nie walczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz